czwartek, 9 lipca 2015

O tym jak za bardzo panikuję i niewiele robię.

Jestem tu już 2 miesiące i 5 dni. Od 4 dni Młoda chodzi do przedszkola. Jest bardzo zadowolona. Codziennie rano upewnia się czy dziś też idziemy do przedszkola. Od 4 dni, od 9 do 15:30 mam świetne warunki by się uczyć, zgłębiać tajniki angielskiego, ichniejszego kodeksu drogowego. No mogę robić wszystko co wcześniej mi nie wychodziło bo było przerywane co 5 minut.
No i nie wychodzi mi. Dzień mi się w rękach rozłazi. Myśli dryfują w okolicach literatury o wychowywaniu, tragediach dziecięcych i co zrobić by moje dziecko ominęły takie tragedie, co zrobić na obiad by chętnie zjadło. Czas "dla mnie i mojego rozwoju" wypełniony myśleniem nie o mnie....

Dzisiaj w przedszkolu podczas pożegnania z Młodą podeszło do mnie inne dziecko pokazując odarty łokieć ze strupami. Moja natychmiastowa reakcja "Ojejku, musiało boleć!" Cmok! (tak, dałam buziaka w łokieć obcemu dziecku) "Powinno mniej boleć. Lepiej?" a dziecko skwapliwie kiwa głową, że lepiej.
Dopiero później refleksja.... A co na to pani przedszkolanka? Przecież tu jest inna kultura! Co na to rodzice tego dziecka, gdy im pociecha opowie że jakaś obca pani dała buziaka w odarty łokieć...

Jezusickunazarenskiprzenajswietszatrojco....... Pozwą mnie za molestowanie?

Jestem tu już 2 miesiące, 5 dni i nadal jakoś nie mogę się wpasować w ten nowy tłum ludzi, analizuje wszystko do przesady, panikuję. Nie robię tego co powinnam (angielski, kodeks...) i jak idę po chodniku obok tych gigantycznych (dla mnie) dróg to boję się że jakiś kretyn we mnie wjedzie i się zastanawiam jak ja mam prowadzić samochód po takich drogach.....
Dobre samopoczucie to wznosi się to opada. Heh.

Za to pogoda piękna, przyroda fascynująca i nieprzeciętne widoki.

Do miłego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz